czwartek, 21 marca 2013

Jedzonko, jedzonko

Dzisiaj troche na temat mojego jedzenia w usa. Już troche czasu mineło, myślę że juz się przestawiłam z jedzeniem. Powoli odnajduję swoje ulubione potrawy i te których więcej nie zjem. Dużo szczęścia w tym, że jak już nie raz wspominałam, moja rodzinka tutaj stara się zdrowo odżywiać. Poza tym moja rodzinka codziennie je o tych samych porach śniadanie 7:30 i dinner 19:00 (dla nich dinner to obiad - dla mnie teraz to kolacja). W między czasie jest lunch, który w ich wykonaniu wygląda jak taki mniejszy obiad. Jeśli chodzi o mnie to typowy lunch staram się jesc raz max dwa razy w tygodniu jak się umówię ze znajomymi na mieście. Dla mnie dwa obiady dziennie to jednak troche za wiele. W między czasie oczywiście snacks - czyli przekąski. Więc jak widzicie - jak na mnie to dosyć spoko. Szczególnie że w PL wyglądało to mnie więcej tak: śniadanie : kawa i fajka, drugie: fajka fajka fajka, potek ok 14 'cos' - zwykle co było pod ręką, no i po pracy ok 19-20 wieelki obiad i ewentualnie coś jeszcze. Wszystko doprawione ofc toną fajek.... niestety:(
Teraz wyglada to zupełnie inaczej! Dlatego właśnie postanowiłam o tym napisać. Bo to nie mała rewolucja a poza tym mialam teraz okazje porobić kilka zdjęc tego CO jem.

Śniadanie: nie ma jajek z bekonem i sokiem pomaraczowym czy pankejksów (grubaśnych naleśników) z syropem klonowym (fuj)  na śniadanie. Tylko elegancko kawka z mleczkiem i (zwykle jeszcze ciepła) bułeczka z serkiem i dzemikiem. Do tego codziennie rano każdy dostaje swoje fruit bowls (miseczke z owocami). Ja oczywiście wszystkiego nie daje rady zjeść na raz, wiec zwykle owoce - lub pół bułeczki i owoce - zostawiam na drugie śniadanie.


Tutaj akurat : winogrona, jabłko i borówki, ale pojawiają się też: gruszki, mango, ananas, truskawki etc,
Ja swoje fruit bowls jem zwykle ok 10 jak już jestem ogarnieta po bieganiu itp i siedze prze kompem - tak jak teraz :) 

Niestety zapomniałam zrobić dziś rano zdjęcia mojego sniadania, za to tak wygląda moje śniadanie zawsze w weekendy (gdyż tą przeeepyszną bułeczkę z kawałkami CZEKOLADY pieką tylko w weekendy).

Po śniadaniu i drugim śniadaniu przychodzi czas na lunch. Gdy nie wychodze ze znajomymi do lokalu to zwykle staram się jeść ok 14 (w zależności co robie) i jest to zazwyczaj (niemal zawsze) miszeczka płatków wymieszanych z jogurtem,

Nie wygląda to może zbyt apetycznie ale smakuje całkiem nieźle.

Tak wyglada ten zestaw przed zmiksowaniem. Ulubione płatki i rodzaj jogurtu, ofc w róznych smakach:)

I na koniec kolacja. Moja rodzinka tutaj nie jada czerwonego miesa - w ogóle, czyli tylko kurczaczki ryby itp. Obiady tutaj wyglądaja zuupełnie inaczej niż u mnie w domu, jednak nie powiem żeby narzekała. Jedyne na co zwróciłam szczególna uwagę to to że własciwie nic nie jest przygotowywane od poczatku do końca w domu. bo np: kurczak (czy ryba) nawet jeśli surowy to już gotowy do piekarnika (czyli w przyprawach itp.) albo całkiem zrobiony tylko podgrzać. Na początku myślałam że to po prostu amerykańskie lenistwo. Jednak nie tylko ... któregoś dnia sama chcąc cos przygotować na obiad stwierdziłam ze tutaj NIE OPŁACA się kupować produktów na obiad bo taniej wychodzi kupić coś gotowego, ot co!


Tak np wygladał mój obiad/kolacja dwa dni temu. To takie jakby Vegańskie pierożki, ale w smaku całkiem dobre. Czasami polewam je odrobiną sosu sojowego i też jest nieźle :) I ofc sałatka do tego: papryka, pieczarki-surowe i rukola, dziwne połaczenia ale cóz idzie sie przyzwyczaić. Czesto bazą 'sałatek' do obiadu tutaj jest baby spinach czyli po prostu młody szpinak. 

Natomiast wczoraj pierwszy raz odkąd tu jestem ugotowałam dla siebie coś specjalnego.

Niestety nie znalazłam lepszego 'kawałka' kurczaka, który wygladałby równie Świeżo.


Kupiłam wszystkie produkty, które udało mi się znaleźć... 


I ugotowałam rosół!!!! Zawsze lubiłam rosół i wszystkie polskie zupy, jednak tym razem uwierzcie mi że smakował zuupłenie wyjątkowo DOBRZE :)



Poza tym tak jak w PL nie pije nic gazowanego, a to mój ulubiony sok tutaj. Piję go codzienie i do wszystkiego. Oprócz tego pije swoją zieloną herbatkę (dobrze że przywiozłam sobie z polski), bo oni w ogóle nie pija herbaty!!


Oczywiście próbowałam już kilku typowo ametykańskich specjałów. Takich jak: dounutsy - niezłe ale nie żebym miała je jeść codziennie, hot-dogi - ochyda, amerykańskie hamburgery z frytkami- ochyda (chociaz podobno mozna spotkać pyszne), pianki marshmallows - takie jak nasze pianki z lidla(biało-różowe) całkiem niezłe, ale musze spróbować z ogniska i z gorącą czekoladą, ciasteczka brownies - to jest to co tygryski lubią naajbardziej:D. Jeszcze kilka rzeczy zostało do spróbowania ale mam jeszcze czas...

Krótka historia.

 Pewnego razu wracam do domu i podekscytowana L. mówi do mnie: "Mamy dla ciebie mały prezent, jest w lodówce!Mam nadzieje że sie ucieszysz."
No więc ide do lodówki i patrze... a tam PIEROGI:) Czyż oni nie są kochani? Chcieli abym miała cos "swojego" i kupili mi pierogi, haha. Co prawda te 'pierogi' były tylko z ziemniakami i z naszymi pierogami niewiele miały wspólnego to i tak uważam, że to był baardzo miły gest :)




Dodam tylko jeszcze jedną bardzo ważną  zmiane w mojej diecie... Jak narazie nie ma w niej 'fajek'.. ale ciiii, po cichutku trzymajcie kciuki ;)
nie jest łatwo ale baaardzo się staram, a co będzie zobaczymy


XOXO









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz