czwartek, 28 lutego 2013

warunki lokalowe

 Kilka osób pytało mnie o wrarunki w jakich mieszkam, więc postanowiłam pokazać wam kawałek swojego pokoju.
Mój pokój nie jest duży jednak wystarczający.Jeśli chodzi o polskie standardy to powiedziałabym że jest średniej wielkości. Jednakże całe mieszkanie jest całkiem spore (podobno jak na manhattan to jest baardzo duże). Wczoraj byłam w mieszkaniu u swojej LC na upper east side i rzeczywiście było co najmniej o połowe mniejsze.W mieszkaniu jest dużo otwartej przestrzeni. Duża kuchnia, duży salon, jadalnia nie mniejsza od salonu. W mieszkaniu panuje klimat hmm.... Antyczny? hahaha No tak mozna to tak nazwać. Jak na mnie to nie robi wielkiego wrazenia jednak moja hostka lubuje się w antykach. Podejrzewam, że niektóre meble są wartości samochodu średniej klasy. Ja w pokoju mam również antyk - "toaletkę", którą widać na zdjęciu.Została ona podobno specjalnie odrestaurowana i pomalowana od nowa...

Całkiem ładna prawda?


Mam i tv w pokoju, jednak telewizor można nazwać kolejnym meblem bo jeszcze go nawet ani razu nie właczyłam.

A oto i moje łóżko. Pościel była zamawiana specjalnie dla mnie co mnie bardzo ucieszyło, bo wiadomo że jak cos jest "specjaaalnie dla mnie" to znaczy że ktoś się postarał! A tak serio to łóżko bardzo wygodne, super poduszki, niestety pościel nie jest flanelowa.... Mamo, tato - wiecie o co chodzi :) Poza ty
m jeśli chodzi o rozmiar łóżka (bo na zdjęciu tego nie widać) to jest on większy niż przeciętne łóżko jedno osobowe u nas w polsce. Powiedziałąbym że jest na 1,5 osoby, jeśli patrząc podłóg moich wymiarów to na 1 i 3/4 osoby, jednakże patrząc podłóg moich Standardów (wszyscy,którzy znająmnie i mój słynny materac wiedzą) uważam że co najmniej dwa razy takie być powinno. Ale oczywiście nie narzekam, bo jest całkiem nieźle. Tym bardziej, że mam własną, osobistą łazienkę w pokoju (ciasną ale własną!!) :)
Oprócz tego dzisiaj przyszedł dywanik dla mnie, który L. zamówiła jeszcze przed moim przylotem. Jak to określiła, 'żebym miała coś miękkiego pod nogami jak wstanę. Czyż ona nie jest milusia? A tak poważnie to musze przyznać, że to naprawde miłe z jej, że chce abym się tu dobrze czuła i widać, ze dokłada wszelkich starań, abym czuła się jak u siebie.

A z takich ciekawostek powiem, że nie mało rzeczy w 'amerykańskim domu' mnie zadziwiło. Po pierwsze: kontakty na ścianach dokładnie jak na filmach!! :) Wszystko jest schowane w szafach (czyli za drzwiami, które tu odgrywają rolę szafy) np pralka i suszarka, albo zlew i lustra... A jeśli chodzi o łazienkę to pod przysznicem są dwa kurki - jeden na dole drugi na górze, z czego ten na górze odkręca wode a ten na dole ustawia temperature, przez co niestety nie ma tak jak u nas że możemy sobie puścić gorącą .... Woda jest maksymalnie ciepła a szkoda, bo wolę gorącą. A ostatatnia ciekawostka to taka, że wody w sedesie jest tylee, że za pierwszym razem bałam się sikać, żeby się nie 'ulało' hahaha. ( nie wiem czy ktokolwiek chciał to wiedzieć:P)

Jeśli chodzi o mieszkanie to dodam jeszcze, ze co dwa tygodnie ( w czwartki czyli dzisiaj) przychodzi 'pania do sprzatania'. Troche dziwnie się czułam siedzac w salonie, czytajac beztrosko ksiażke, mając świadomość że kobieta starsza ode mnie o jakieś 20 lat właśnie sprząta mój pokój.... Przecież robie to sama... Ale w końcu za to jej płacą. Poza tym pani Nancy jest przemiłą osobą, więc postanowiłam nic nie mówić, jednak następnym razem ulotnie się na cały dzień a nie tylko na 3 godziny (sprzątnięcie mieszkania zajeło jej 5,5h jednak moge powiedzieć, ze zrobiła 'świateczne porządki').

XOXO

ps.: Maarianko moja zjadłam dzisiaj w końcu cos co mi naaprawdę smakowało!! I nawet wziełam dokładke!, na co L. ucieszyła się jak dziecko haha. Było tak: ryż, zielona fasolka - na parze ofc, i kulki mięsne z kurczaka ze szpinakiem, ale były naprawde pyszne!! pomimo że gotowe... :)

środa, 27 lutego 2013

Au Pair meeting

Dzisiaj odbyło się spotkanie au pair u mojej LC. Już tłumaczę o co chodzi.
Każda au pair ma swojego lokalnego koordynatowa, którego zadaniem jest nam tutaj pomagać i sprawdzać cz wszystko jest ok. Czy na przykład rodzinka nas nie wykorzystuje, nie każde sprzatać itp., bo w końcu nie jesteśmy sprzątaczkami tylko na wyminie kulturowej i naszym zadaniem jest 'pomagać' przy dzieciach. No i taka LC (local coordinator) ma pod opieką zwykle jakiś obszar np. Manhattan i organizuje co miesiąc obowiązkowe dla au pair spotkania, na które host families MUSZA nam zapewnic czas wolny i płacą za dojazd w tą i z powrotem (a przynajmniej moja rodzinka mi płaci za dojazdy).
Wkażdym razie zwykle z tego co się dzisiaj dowiedziałam, takie spotkania organizowane są na mieście np. idziemy na pizze albo coś takiego. Dzisiejsze spotkanie odbyło się u mojej LC w domu. Jeszcze dobrze nie zdązyłam jej poznać (w przyszłym tyg ma przyjechać do nas do mieszkania i sprawdzić czy wszystko ok, czy mnie nie biją, nie głodzą itp:)) ale pani R. wydaję się być sympatyczną osobą i wszyscy jądzisiaj chwaliwi wiec  chyba jest ok.

Miałam dużo szczęścia, że akurat dzisiaj odbyło się to spotkanie, czyli w moim pierwszym tygodniu u rodzinki bo od razu poznałam sporo ludzi z caaałego świata. Były dziewczyny z niemiec, z francji, 2 polki, hiszpania i nawet 3 chłopców - jeden z Australii! Masakra, facet au pair? Jeszcze nie moge sie przyzwyczaić ze to możliwe, ale jak chcą to czemu nie:)
W każdym razie bardzo ciepło mnie przyjeli i już sie umówiłam z jedną dziewczyną na juto i inna zaprosiła mnie w piątek na lunch, także fajnie:)
 Spotkanie odbyło się na Upper East Side wiec miałamokazje się przejechać ' na drugą stronę' - manhattanu ofc i musze powiedziec, że bardzo się różni od mojej okolicy. Więcej się dzieje, więcej ludzi, większy chaos i hałas przy okazji. Fajnie jest zobaczyć coś innego jednak coraz bardziej się ciesze że mieszkam tu gdzie mieszkam, bo z tętniącego życiem centrum i nieustającego hałasu- zawsze wracam do spokojniejszej dzielnicy gdzie czuje się wiekszy spokój...

Niestety nie porobiłam zdjęć dzisiaj bo mi się śpieszyło, więc wstawie kilka wcześniejszych :)


Hotel Kevina, Przy Central Parku. Troche rozmazany, ale pogoda nie dopisała - strasznie padało.




Wieżowce, wieżowce

Time Square


A takie dostałam powitanie od J. Baardzo miłe! 

Kilka osób pytało mnie o warunki mieszkaniowe, wiec jutro postaram się wstawić jakieś zdjęcia mojego pokoju.

OXOX

wtorek, 26 lutego 2013

Jedzonko

Moi drodzy, niestety ameryka mnie nie rozpieszcza jeśli chodzi o jedzenie. Jak wiecie lubie dobrze zjeść! Nie duużo, nie tłusto, nie za słono, nie za słodko.... Ale dobrze. Niestety pojęcie DOBREGO jedzenia w stanach jest bardzo względne a raczej .. bardzo rzadkie. Pierwszy tydzień, a właściwie pierwsze cztery dni to byłandosłownie katastrofa.... W hotelu, w którym mieszkałam podczas szkolenia ( The New Yorker Hotel na 8th Avenue - mozecie sobie wygooglować ;) ) podawali takie świństwa, że nie dało się tego zjeść! Zwykle raz ugryzione rzeczy od razu odkładałam. Na szczęście na przeciwko była knajpa, w której podawali makaron z kurczakiem i krewetkami, co było całkiem niezłe. Jednakże wracając do hotelu to nie tylko jedzenie było co najmniej średnie.
Pierwszy raz jak zamówiłam kawe, to widząc ją powiedziałam panu,który mi ją przyniósł, że chyba zaszła pomyłka bo ja zamawiałam KAWE. Na co on zdziwiony odpowiada: To jest KAWA. Po czym ja mówie: Ups... Myślałam, że to herbata.... No więc sami rozumiecie jaka była jakość podawanych rzeczy.

W każdym razie moja rodzinka jest kochana i stara mi się dogodzić w każdy możliwy sposób, co niestety nie zawsze wychodzi im na dobre, ale najważniejsze że się bardzo starają. Niestety zwykle porcje obiadowe są dla mnie zaa duże i część jedzenia po prostu wyrzucają, część mi nie smakuje i też wyrzucają co jest dla mnie przygnębiające, jednak oni chyba sobie nic z tego nie robią.

Jak na razie jestem na etapie próbowania różnych rzeczy, co mi posmakuje a co nie. Wczoraj czy przedwczoraj L. czując się chyba bezsilna w "dogadzniu" mi, dała mi kaske i powiedziała, abym poszła do sklepu i wybrała sobie co mi się po prostu spodoba i popróbowała. Jak się w sklepie okazało gotowych dań jest dosłownie pełno, caałe regały gotowych rzeczy. W puszkach, pudełkach, serwowane na wage, jakie komu się podobają. Jednak pierwszego dnia niestety nie miałam za bardzo ochoty i możliwości biegać po sklepie wiec wziełam to co mi wpadło w ręce i co wydawało mi się bezpieczną alternatywą.


Tak wyglądały moje zakupy, niestety Makaron z grilowanym łososiem okazał się kompletnym niewypałem bo był po prostu bez smaku, jakby papierowy a zupy jeszcze nie próbowałam. 
Dziś poszłam na zakupy i zdecydowałam, że sama cos upichcę. Zrobiłam kurczaka z warzywami (papryka, cukinia,pomidory, pieczarki) na delikatnie ostro z ryżem. L. była zadowolona, że w ogóle mi się chciało a przy tym zjadła wszystko mówiąc że jej smakuje więc chyba całkiem nieźle? A i ja byłam zadowolona, że w końcu mogę zjeść coś znajomego.
Na szczęście moja rodzina zdrowo się odżywia, więc mam nadzieje że  w koncu znajde tu coś smacznego oprócz ciasteczek i bajgli  z serkiem philadelfia.... 
.
A jest jeszcze mnóstwo rzeczy, których chciałabym spróbować...


Jak na przykład słynnych amerykańskich Donuts:)

Na zakończenie oprowadzę was dziś Moi Drodzy troszeczkę po Time Square:) Przepraszam za końcówkę filmiku ale chyba ktoś mi kazał iść dalej - już dokładnie nie pamietam o co chodziło, a nie chce mi się teraz tego ucinać :)







poniedziałek, 25 lutego 2013

R ZONE

W nagrodę!!
ELENOR
60 seconds - wiesz o co chodzi ;)


R ZONE

Na początek, tak dla ogólnego wyjaśnienia, na blogu co jakiś czas będą się pokazywać posty, które zawsze będą miały w tytule "R ZONE" znaczyć to będzie tyle, że post jest specjalnie dedykowany mojemu kochanemu Rafikowi.

Zacznę dziś od ruchu ulicznego.Tak więc mój kochany R. wyobraź sobie, że cieszę sie, że nie bedę jeździć samochode po NYC! Dasz wiare? Też nie sądziłąm, że kiedyś do tego dojdzie, aby miała "nie chcieć" jeździc samochodem, a jednak! Na ulicach kompletny chaos, Każdy jeździ jak chce. Nie zwracają uwagi na pasy, na znaki - czasem zatrzymują się na światłach. I trąbią! Bez ustanku, non stop i bez przerwy! A najbardziej taksówkarze. I ich na ulicach trzeba obawiać się najbardziej. Pędzą jakby byli w wozach strażackich, pasazerowie odbijają się od szyb w środku! Mówie ci jakaś masakra! A piesi też nie lepsi... Nie patrzą na światłą, nie liczy się czerwone zielone, jakiekolwiek. Nic nie jedzie? Znaczy można iść. Myślałam że się do tego nie przyzwyczaję, bo na początku zatrzymywałam się na każdych światłach, ale wszyscy patrzyli się na mnie jak na kosmitę i jakoś szybko się nauczyłam :)) Poza tym tutaj większość ulic jest jednokierunkowych więc jest łatwiej, bo patrzysz tylko w jedną stronę czy nic nie jedzie.

A teraz czas na fociszki:) Have fun!

Oczywiście królują wieelkie Auta, których firm nawet nie znam.

To zdjęcie pokazuje jak parkuje się w nyc. Tylko nie mam pojęcia JAK oni wyjezdzają ??

Takich też jest sporo.

I znowu wielkie aauto.

Dużo jest z takim znaczkiem, mniejsze większe, ale nie wiem co to za marka?? Może ty wiesz??

"Ślicznotki" też są, zazwyczaj w wersjii MAX





Na żywo wyglądał jeszcze dziwniej!!


Infinity!



A teraz wisienka na torcie!! D. od razu pomyślałąm o Tobie!!



niedziela, 24 lutego 2013

o wszystkim i o niczym

Od juta zaczyna się "rutyna". Chociaż cieżko mówić o rutynie po tygodniu w innym kraju, za oceanem, z nową rodziną, posługując się bez ustanku innym językiem, czy moze być w tym wszystkim rutyna? Otóż może! Ale muszę ją sobie wypracować, i od jutra - bo nie ma czasu do stracenia- zamierzam ostro nad tym pracować. Oczywiście jak to mówią nie od razu Rzym zbudowano, więc pewnie to chwilkę potrwa... 

Zacznijmy więc od początku! Jestem już od czwartku na Upper West Side u L. i J.. Jest całkiem nieźle, traktują mnie jak na razie bardzo dobrze - oby tak dalej. To dopiero początek więc zaczynam poznawać wszystko, jedzenie, okolice, co gdzie jest, swoje obowiązki a nawet to co i jak działa w domu.... Nie mam co marudzić bo czasu wolnego bede miałaa pod dostatkiem. Tak więc pierwsze plany to zapisać sie na darmowy kurs angielskiego - podszkolić pisanie... I zapisać się na... ZUMBĘ! Myślę też o siłowni i o kursie hiszpańskiego, ale z tym pewnie chwilkę poczekam, bo chcę najpierw lepiej poznać miast. Mój plan : Zwiedzic Manhattan pieszo! Pewnie potrwa to ok miesiaca, aleee w końcu po to tu jestem, aby zwiedzać! Później przyjdzie czas na Brooklyn:) 

Myślałam na organizacją bloga, aby zrobić kilka "stref tematycznych" aby nie było takiego bałaganu, ale jeszcze chyba nie ogarniam jak to zrobić. Na pewno pojawi się R ZONE i to od jutra!! Specjalne posty dla mojego Rafcia! A nad resztą jeszcze pomyślę:)

Dzisiaj wybrała się na baaaardzo długi spacer, po którym poczułam się tutaj dużo lepiej. Mniej więcej już kojarze co gdzie jest (np dzielnice) i jak trafić z powrotem do domu, więc myśle że to juz i tak dużo ;) 
Central Park jest ogromny - jakieś 10km powierzchni i nie mogę się doczekać kiedy będzie lepsza pogoda, na pewno będe tam zagladać codziennie!

Budynki, budynki zupełnie różne od naszych. Zadziwiające ! A najbardziej fascynujące jest to, że przechodząc z przecznicy na przecznice potrafi się wszystko do okoła diametralnie zmienić. Piękne, wyszokie, nowatorkie wiezowce a na kolejnej przedwojenne kamienice.

W central parku jest ich peełno. Słodziaki :D

Słynne kamienie w Central Parku, jest ich tam całkiem sporo.

Zdecydowana ulic w NYC jest jedno kierunkowa. I Ten znak, jak również "One Way" są absolutnie WSZĘDZIE.

Tą przecznicę będe na pewno odwiedzać często, oczywiście tylko jako rozrywkę dla rozrywki. Bo zakupy tam niestety są poza moim zasięgiem. Chyba że ktoś chce skarpetki za 100$?? ;)

Central Park 

A to już moja okolica. Taki budynek widzę wychodząc od siebie.

A to moja kamienica ( ta po prawej). Nie wygląda okazale, ale w środku jest milutki pan tzw "doorman", który zaaawsze otwiera mi drzwi:) Ju większość z nich mnie poznało, więc nie mam z nimi problemów. 
Ogólnie mieszkam na Upper West Side czyli w tej spokojniejszej części Manhattanu z czego bardzo się cieszę. Nie mogę się doczekać aż pogoda się poprawi, bo oprócz tego że Central Park jest zaledwie 15-20 minut drogi spacerkiem to Hudsor River i Riverside Dr Park są dosłownie 3 minutki :)

XOXO


wtorek, 19 lutego 2013

"Przygodo nadchodzę"

Tak, to były pierwsze słowa, gdy wsiadłam do samochodu w Chełmie pod domem ruszajac w drogę na lotnisko. Niestety poniedziałek okazał sie najgorszym dniem jaki mogłam sobie wyobrazić... Podróż dłużyła się niemiłosiernie. Dojazd so Warszawy, odprawa, samolot do Londynu, przesiadka, kiilometry zrobione na heathrow, samolotok8h, lotu do NYC. Podróż zaczęłam ok. 7 rano czasu polskiego a skończyłam ok23 czasu nowojorskiego (czyli o 5 czasu polskiego). Zmeczenie dało się we znaki, jednak to co przeszłam na JFK airport przeszło najśmielsze oczekiwaniania... W pewnym momencie zaczełam się zastanawiać czy to się dzieje naprawdę?! Obsługa lotniska niemiła, nieprzyjemna i ABSOLUTNIE nie pomocna! Róznica czasu niestety zrobiła swoje gdyż spałam tylko 3,5 godziny i w polsce wstał dzień a ja razem z nim.

Dziś samopoczucie juz troszke lepsze. Nie wyspana, jedzenie w hotelu okrune, szkolenie momentami męczące. Byłam dziś na "wycieczce" po nyc, co prawda szybko szybko, ale cos tam zobaczylismy. Początki zawsze trudne, jednak nie moge sie doczekac az wszystko sie ustabilizuje. Oby do Soboty..

Niestety tylko jedno zdjęcię, z TIME SQUARE. 

Pogoda dziś była średnia, troche padało wiec nie bardzo mi sie chciało robić zdjecia, poza tym "wycieczka" była lekkim "pędem" po nyc wiec nie było jak robić dobrych zdjęć. Ale nie martwcie sie bede miała jeszcze duzo czasu na robienie zdjęć więc na pewno zobaczycie co tu sie dzieje. 

XOXO

niedziela, 17 lutego 2013

pierwszy i ostatni...

Przychodzi w życiu taki czas,że kazdy z nas zaczyna się zastanawiać co jest w życiu ważne. Zastanawiamy się na czym nam zależy, jakie są priorytety i jak własciwie chcemy aby wyglądało nasze zycie...?

U mnie też przyszedł taki czas i okazało się, że w pogoni za czymś nieistotnym, nieosiągalnym stałam się bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Nie wiedziałam co to właściwie znaczy żyć... bo nie było na to czasu. I co się stało z tą wesołą i pełną życia dziewczyną?
Od tego czasu mineło niecałe 3 miesiace a ja jutro wylatuje na rok do stanów. Piszę pierwszy i ostatni post z Polski. Lecę spełniać marzenia o podróżach po stanach, odpocząć od swojego życia a przede wszystkim nauczyć się cieszyć życiem od nowa i odnaleźć tą dziewczynę, która gdzieś po drodze się zagubiła.

Jednak, żeby nie było tak smutno i nostalgicznie powiem, że jestem wielką szczęściarą w życiu ze względu na ludzi, którzy mnie otaczają. Kochani jesteście cudowni! Dziekuje za wszystko: za wsparcie, za wspólne radości, płacze i to że zawsze potraficie mnie postawić do pionu. Podobno to kim jesteś definiuje to jakimi ludźmi się otaczasz.

Nastepny post już z NYC :) 

Jutro początek reszty mojego życia! Zero stresu. Wylatuje pełna nadzieji, wielkich oczekiwań.  Wiem że to będzie dobry rok. Rok zmian - dobrych zmian, szaleństwa- nie chce niczego sobie nie żałować.