wtorek, 19 marca 2013

1! pierwszy miesiąc za mną...

Jak to zwykle bywa czas leci nieubłaganie. Pierwszy miesiąc za mną. Bardzo szybko zleciało. Chcąc iść dalej drogą swoich postanowień - czas na małe podsumowanie...

No więc odnośnie wyjazdu i programu au pair to muszę przyznać ze początki dla mnie były trudne. W przeciwieństwie do większości osób nie zachłysnęłam się Ameryką i nie zakochałyśmy się w sobie od pierwszej chwili. Najpierw długi i męczący lot, z przesiadką, później kłopoty na lotnisku z odprawą paszportową, potem z taksówką i dotarciem do hotelu, czyli na wejściu od razu zaczęło się nieprzyjemnie... Nikt na lotnisku nie chciał pomóc, wskazać drogi ani nawet uraczyć nas choćby jednym uśmiechem. "Gdzie ja kur* jestem, po co ja tu przyleciałam"  myślałam. Później problemy z przestawieniem się, zmiana czasu dała mi się we znaki. Na drugi czy trzeci dzień rozłożyła mnie choroba, byłam dosłownie ledwo żywa. Po 4 dniach trafiłam do rodzinki, która akurat miała 'ciężki okres' i przyjechałam do obcego dla mnie domu z obcą dla mnie osobą, i zostałam w nim zupełnie sama. Tysiące kilometrów od domu, poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. L. miała jakieś ważne otwarcie wystawy w muzeum, nad którym pracowała przez ostatni rok, a mały był z tatą. Wrzucona na głęboko wodę próbowałam sobie powtarzać, ze dam rade. Następnego dnia rano L. pokazała mi gdzie jest szkoła i powiedziała o której mam odebrać małego i ... znowu zostałam na pół dnia sama. Weekend zleciał na pokazywaniu co gdzie jest, co jak się robi, co jak działa etc. Codziennie chciało mi się płakać... Dramat. Jednak jakoś się trzymałam widząc jak moja 'nowa rodzinka' stara się pomóc mi za klimatyzować.
Już po pierwszym tygodniu wzięłam się w garść i powtarzałam sobie pamiętaj po co tutaj przyjechałaś! Chyba nie po to aby się rozczulać nad sobą? No i jakoś poszło.
Z każdym dniem było coraz lepiej, coraz bardziej poznawałam swoją nową rodzinkę i coraz lepiej się tutaj czułam. Dziś z pełną świadomością mogę powiedzieć ze choć moja rodzinka tutaj jest niewielka to nie zamieniłabym jej na żadną inną (no może oprócz swojej prawdziwej, ale to chwilowo nie wykonalne). Słysząc nie jedną historię jak au pair są traktowane, to naprawdę trafiłam na cudownych ludzi. Czuję się jak 'pełnoprawny członek rodziny'. A i 'pracy' prawie nie mam, bo tak na prawdę nawet nie odczuwam, że to praca.

Jeśli chodzi o lokalizacje to cóż... "Nowy Jorku, Nowy Jorku... Początki nasze były trudne jednak z dnia na dzień dajesz mi więcej siły i motywacji do walki o siebie i o swoje szczęście." To miasto daje mi energię, optymizm i siłę, której wcześniej mi zabrało. Pomaga pracować nad sobą.
TO Miasto nigdy nie śpi i zawsze daję możliwości jakich nie daje chyba żadne inne miasto na świecie (podobno)... Myślałam chwilami, że wolałabym być gdzieś w Californii albo w jakimś mniejszym mieście pod nyc, nie tak zatłoczonym, nie tak głośnym. Jednak to czego się nauczyłam w ostatnich miesiącach to to że NIC nie dzieję się bez przyczyny. Widocznie tak miało być i teraz myślę że nie chciałabym być nigdzie indziej. Tu jest mi naprawdę dobrze :)

Jeśli chodzi o mnie to powiem wam kochani moi, że Dopiero tutaj poczułam jak bardzo był mi potrzebny ten wyjazd. Zdałam sobie sprawę z tego, że stałam się kimś zupełnie innym, kimś zupełnie nie podobnym do mnie, kimś Bardzo nieszczęśliwym, kimś kim nie chce być już nigdy więcej... Gdy tu przyleciałam nie potrafiłam się nawet  cieszyć z tego, że tu jestem. A przecież to niesamowite prawda? Teraz pracuje nad tym każdego dnia i staram się cieszyć każdą drobnostką i każdą większa rzeczą, miejscem, każdą chwilę po prostu chłonę. Nabieram dystansu, staram się odrzucić uprzedzenia, złe emocje, nie przejmować się rzeczami nie istotnymi. Bo życie jest takie jakim sobie je Sami stworzymy. Mam wrażenie, że dostałam od życia "drugą szanse". I zamierzam ją wykorzystać najlepiej jak się da. Bo przecież jestem szczęściarą prawda? Jestem W stanach, w NYC! Spełniam swoje marzenia... Miliony ludzi na świecie chciałoby być tu gdzie ja teraz jestem. Jednak najważniejsze jest to, aby pamiętać, ze nic z nieba samo nie spada, chciałam, zrobiłam, jestem. Każdy z was może być dokładnie tam gdzie chce, ale zawsze wszystko zależy od was samych! I powiem wam, że warto, zawsze warto próbować...
W PL dostałam niezła szkołę życia, jednak nie chce już do tego wracać. Nie liczy się już to co było, ważne jest tu i teraz i to co przyniesie nowy dzień. Wiem jedno, nie cofnełabym niczego, nie odwołała żadnej decyzji  Czasem myślimy, że można było zrobić coś wcześniej... Ale widocznie czasem trzeba przejść przez nie jedną przeszkodę aby stać się silniejszym na przyszłość. Każde doświadczenie uczy nas czegoś nowego.
 Bez żadnych wymówek, bez żadnych kompromisów - najprościej jak się da - być szczęśliwą...

Jeśli chodzi o tęsknotę za 'domem', to nie doskwiera mi AŻ tak bardzo, chyba ze względu na to, że mieszkam z cudowną rodzinką tutaj i to że codziennie mam kontakt z PL. Jednak w moim przypadku sprawa jest o tyle trudna, że w Polsce są ludzie dla mnie najważniejsi na świecie, ludzie których nikt i nic nigdy mi nie zastąpi... I ofc nawet bym nie chciała :) Dlatego też podtrzymuje tezę, że nie zostanę tu na stałe, bo jest po prostu za daleko do ludzi, którzy są ważniejsi niż wszystko inne na świecie.
Nie wiem co będzie za rok, staram się na razie o tym nie myśleć, mam jeszcze czas... Na razie korzystam z tego co daje mi dzień dzisiejszy.

Tak jak się spodziewałam przed wyjazdem ten wyjazd WSZYSTKO weryfikuje. Moje nastawienie, moje pragnienia, to dokąd zmierzam, ale również wszystko wokół mnie czyli np ludzi którzy mnie otaczają/otaczali.
 Dlatego DZIĘKUJĘ WAM za to, że jesteście ze mną i że niemal każdego dnia o mnie pamiętacie i że są ludzie, którzy bez względu na wszystko wierzą we mnie :) Myślę, że każdy o kim mowa wie, że te słowa są właśnie dla WAS :*

No wiec Podsumowanie:
Po pierwsze już wiem, że nie zależnie od tego co się wydarzy To była najlepsza decyzja w moim życiu i wiem, że ten rok będzie 'owocny'.
Po drugie Zakochuje się z dnia na dzień coraz bardziej ... w Nowym Jorku. Jestem tu szczęśliwa.
Po trzecie podtrzymuje swoje zdanie - pomimo tego że jest super nie zostanę tu 'na zawsze'.



A po ostatnie... Tęsknie za wami Czubki Moje :)

XOXO


9 komentarzy:

  1. jak nie chcesz miec czytelnikow to pisz bloga prywatnie??

    OdpowiedzUsuń
  2. rowniez zgadzam sie z tym, ze lepiej bedzie jesli zmienisz opcje bloga i bedzie to blog prywatny dla wybranych czytelnikow.

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm... nie rozumiem o co ta cała afera? Obraziłam kogoś? Powiedziałam coś brzydkiego? wydaję mi się że poprosiłam o jedną mała czynność, któa nie wymaga wiele wysiłku.Wydaje mi się że miała do tego prawo.
    Jesli ktoś przyjął to do siebie to przykro mi, jednak z tego co pamietam to NIE napisałam że mi przeszkadza ze ktos to czyta (?!) więc nie rozumiem skąd to oburzenie?
    źle to zrozumiałyście/zrozumieliscie

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. ok. po prostu zabrzmialo to tak jakbys jednak nie zyczyla sobie czytelnikow z zewnatrz. wiec zaproponowalam zmienienie ustawien bloga, zeby uniknac dalszych problemow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie nie nie o to chodziło, także bez stresu! zapraszam
      ja pisze a kto chce niech czyta :)
      pozdrawiam i czekam na spotkanie

      Usuń
  5. Ciesze sie ze rodzina okazala sie jednak perfect, na poczatku na to nie wygladalo. Ale tak na prawde rzucenie na gleboka wode chyba nie jest zle, ja zawsze te metode preferowalam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak to mówią co cie nie zabije to cię wzmocni :)
      pozdr

      Usuń
  6. 3mam kciuki za owocny pobyt i czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy ;) Pozdrowionka z Polski :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Adaś!! Pozdrowienia dla Kasi i maluszka i moc gorrących buziaków, bo wiem że u was zima jeszcze trzyma :)

      Usuń