Jednak wracając do weekendu to jak zwykle intensywnie. Zaczeło się w piątek od spotkania z W. Pojechaliśmy do downtown spotkać się z D. i jeszcze jedną dziewczyną - nawet nie pamietam jak miała na imię... W każdym razie wybraliśmy się do clubu Webster Hall i muszę przyznać że pierwszy raz w życiu widział tak dużo zupełnie różnych od siebie ludzi zebranych w jednym miejscu! W jednym clubie można było spotkać zupełnie wszystkich i do tego największe dziwactwa jakie możecie sobie tylko wyobrazić. Dziewczyny ubrane na czarno od stóp do głów, z czarnymi oczami wymalowanymi dookoła jak smoła, włosy z siwymi pasemkami - dosłownie jak z rodziny adamsów - obok wypindrzonych, wymalowanych w kusych świecących sukienkach laleczek... Rockowi kolesie z kolorowymi irokezami lub gołymi głowami w glanach obok wypindrzonych, nazelowanych lalusi WTF?
No ale cóz... Przez pierwszą godzinę zachowywałam się troche jak 'turystka' w muzeum bo rozglądałąm się dookoła i tylko patrzyłam co jeszcze mnie zaskoczy, jednak później muzyka bardzo mi podpasowała i ... w Tany :))
A oto jedno z dziwadeł, które spotkałam na swej drodze... Wyobraźcie sobie moją minę!
W rogu jednej z sal tańczyły dziewczyny w bieliźnie - przywiązane do liny. Tzn. jedna ręka tylko... Ale muszę przyznać że wiedziały co to znaczy "move your body"... i wyginały ciało baardzo śmiało! haha
Z dziewczonkami
Po wyjściu niestety zastał nas deszcz...
około Czwarta rano, Subway Downtown (14th street?) zmeczenie robi swoje...
W sobote miałam na 9:00 jechać na zumbe,ale oczywiscie nic z tego nie wyszło bo położyłam się po 5... Wiec moj ogranizm jak usłyszał o 8:07 budzik powiedział DOŚĆ, tak więc stałam 9:47 zebrałam się i popędziłam na spotkanie z S. Zaczełyśmy od Museum of Natural History, bo trzeba było skończyć to co zaczełyśmy jakiś czas temu a że pogoda była "pod psem" to muzeum wydało sie najlepszą opcja na sobotnie przedpołudnie.
Wszystko oczywiście wygladało niesamowicie NATURALnie
Jak żywe...
Na koniec dzięki wytrwałości S. obejżałyśmy wystawę pt. "podwodny świat", która baardzo mi się spodobała!
Później spacer po Central Parku.
Central Park West
Columbus Circle
Może taxi??
Później w planach kino. Ale najpierw szybka herbatka/kawka co kto chciał w Starbucksie i do IMAX.
Podobno to największe kino w nyc. Ja osobiście była oczarowana. Szczególnie ze poszliśmy na Iron Man 3D i efekty specjalne mnie po prostu powaliły. Film był wyświetlany na CAŁEJ wielkiej ścianie, do tego niesamowite efekty dźwiękowe... To jest TO!!
A takie fancy okulary do 3D dostaliśmy ;)
NA tym jednak sobota się nie skończyła.... Po kinie lunch w CHIPOTLE (mexykańska sieciówka), w menu prawdziwe meksykańskie burito. Potem spacer po mieście. Przystanek na deser - oczywiście u Buddy'ego ;)) I próba zakupów. Ja nic nie kupiłam, ale za to S. 2 pary butów, także zakupy w miare owocne. Dotarłam do domu po 22... Położyłam się ok 24 i..... Musiałam wstać znów bladym świtem!!
No niestety tak to jest jak się związesz emocjonalnie z 7latkiem! haha
W niedziele wypadał tutaj Dzień Matki i caały tydzień planowaliśmy z małym niespodzianke dla L. Mały zrobił piękną kartkę z serduszkami, nagraliśmy filmik z piosenką, no i mały chciał zrobić z samego rana niespodzianke czyli... Śniadanie. Był naprawdę podekscytowany całą sprawą. No wiec skoro obiecałam, to słowa dotrzymać musiałam i o 7:20 poleciałam do piekarni... Jak sie okazało na miejscu, w niedziele otwarte od 8 - FUCK!!! Pospacerowałam po dzielni, posiedziałam na ławeczce. W końcu kupiłam co trzeba, wróciłam do domu i wszystko dobrze sie skończyło. Niespodzianka się udała i spędziliśmy bardzo miły poranek. Później lunch w Central Parku z S.(french) i jej francuska koleżanką a o 14:30 do "pracy" i znów do 20.
Jak zwykle intensywnie, ale za to radośnie !!
Miłego kolejnego tygodnia kochani!!!
XOXO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz