wtorek, 11 czerwca 2013

tortury...

Kochani moi... Jak już kiedyś wspominałam 'amerykański' klimat najwidoczniej mi nie służy! Nie wiem co się dzieje, że ciagle "coś" jest tutaj ze mną nie tak... jestem niecałe 4miesiące już dwa razy byłam Mega chora a teraz straciłam głos!! Nie moge powiedzieć, że znów choruje bo nic mi nie jest (zero kataru, gorączki czy czegokolwiek). Jednak utrata głosu to nie małe wyzwanie, szczególnie dla mnie... Gdyż ja mam zawsze tyyyyle do powiedzienia! Nawet moja L. się śmiała że to musi być cięzki czas dla mnie! Niektórzy się wręcz śmieją że to właśnie dlatego, że za dużo gadam, no cóż.. po prostu ich nie słucham :)

Do rzeczy! Weekend, weekend i po weekendzie. Jak słusznie S. ostatnio zauważyła czas tutaj jakoś inaczej płynie. Nawet nie wiem kiedy dni mijają. Weekend tym razem bez imprezowo, ale dość aktywnie! No może oprócz piątku...

W piatek byłam niewyobrażalnie leniwa wiec nigdzie się nie ruszyłam tylko filmy na kompie oglądałam... leniuszek!
W sobote zaś: rano szkoła, potem mały lunch, greenpoint, Manhattan Bridge, Spacer po Chinatown i Indyjska kolacja na koniec w Greenwhich Village:)

Manhattan Bridge


Niektórzy mają całkiem fajne balkoniki...

Widok na Brooklyn Bridge i Downtown



Czarne chmury nad City

Highway

Baseball Field

Artystyczny nieład


Widok na Chinatown




Na wieczór miałąm w planie wyskoczyś na impr na Rooftop, ale już nie miałam siły po tych wszystkich kilometrach. Next time już nie odpuszcze! Strasznie chcę zobaczyć jak taka impreza wygląda naprawde. Podobno jest mega! :)

W niedziele rano sie wyspałąm o ok 12 dowiedziałam się, że mam wolne (pomimo iż miałam pracować :) ) wiec stwierdziłam, że trzeba to wykorzystać i udałam się na dłuuuugi spacer.Wsiadłam w subway i wyskoczyłam w Middtown aby przez Chelsea aż do downtown i z powrotem w góre... cały spacer zajął mi jakieś ok 3godzinki i na koniec ofc zaliczyłam mini zakupy :)


W okolicach Flatrion District natknełam się na jakiś 'festyn' country.

Wszędzie pełno było stoisk z kiełbaskami i tym podobnymi rzeczami. Oczywiście z racji swojej diety nic nie tknełam ( mrożona kawa w reku w zupełności mnie usatysfakcjonowała).

Ludzi ofc wszędzie peeeełno.. Skąd ich się tyle bierze?! 
Wieczorem spotkałam się ze swoim 'koleszką' W. na kolejnym spacerze. Niestety już nie tak długim, bo kompan był troche leniwy haha :)


Takie napisy znalazłam w knajpie, w której zatrzymaliśmy sie na 'kolacje'. W. wział burgera a ja ... smoothie (S. jesteś ze mnie dumna?) Tak swoją drogą to od tych smoothie to naprawde można się uzależnić!

Spacer zakończyliśmy w jednej z moich ulubionych okolic na West Side...

czyli Columbus Circle :)

Właśnie wtedy (niedziela wieczór) zaczełam tracić głos... :( Za to w pon. na pocieszenie stanełam na wadze i pochwale sie ze kilogramy też już powoli trace, dzieki czemu motywacja jeszcze większa :)))

DAMY RADE eSssss. !! :)) 

XOXO



1 komentarz:

  1. Pękam z dumy! Smoothie- yummi <3
    :P

    /jak my nie damy rady to kto?/

    OdpowiedzUsuń